
Trzech mężczyzn w różnym wieku, trzy różne sytuacje, mnogość problemów i zmęczenie swoim dotychczasowym życiem. Wiktor – uczelniany wykładowca, przytłoczony jest rolą ojca chłopaka z zespołem Downa, Piotr cierpi po rozstaniu z facetem i pragnie znowu odnaleźć miłość, zaś Zbigniew nienawidzi swojej przeciętności.
Trzeba przyznać, że książka jest naprawdę ładnie wydana. Prosta, a jednocześnie urocza okładka wraz z chwytliwym tytułem od razu przyciągnęła moją uwagę. I chociaż opis zapowiadał poważniejszą problematykę, to jednak serce, tak doskonale uwydatnione na rysunku dawało szansę na jakiś pozytywny wydźwięk i nadzieję na lepsze jutro, mimo wszystkich problemów, jakie pojawiają się w naszym życiu. Sam tytuł też dawał nadzieję – na silnych bohaterów, którzy chcą walczyć o każdy oddech, na przekór wszystkim przeciwnościom. Czy moje przewidywania się sprawdziły? Przekonajcie się w dalszej części recenzji.
Trzech mężczyzn w różnym wieku, trzy różne sytuacje, mnogość problemów i zmęczenie swoim dotychczasowym życiem. Wiktor – uczelniany wykładowca, przytłoczony jest rolą ojca chłopaka z zespołem Downa, Piotr cierpi po rozstaniu z facetem i pragnie znowu odnaleźć miłość, zaś Zbigniew nienawidzi swojej przeciętności. Wydawać by się mogło, że są to problemy, które pozwolą mi się identyfikować z którymś z bohaterów, bo przecież każdy z nas, niezależnie od orientacji, potrzebuje miłości, czy też chciałby czymś się wyróżniać. Niestety, nie udało mi się polubić żadnej z postaci, a wręcz denerwowały mnie one. Chociaż mężczyzn było trzech, ich sylwetki zlały mi się ze sobą w jednego, bardzo irytującego bohatera, który ciągle na wszystko narzekał i miał bardzo pretensjonalne nastawienie do życia. I nawet te malutkie, bardzo rzadkie elemenciki pozytywnych odczuć były zaraz zagłuszane tym powszechnym niezadowoleniem.
Historia jest podzielona na krótkie rozdziały, a w każdym z nich w rolę narratora wciela się któryś z trzech głównych bohaterów. Jednak na próżno doszukiwać się tu jakiegoś biegu akcji, gdyż „Zdobywcy oddechu” polegają raczej na refleksjach bohaterów, niż na konkretnych wydarzeniach. Mamy pewne namiastki tego, co robią akurat nasze postacie, jednak wszystko skupia się na tym, co dzieje się w ich głowach. Na ich przemyśleniach, obserwacjach, obawach. I jak bardzo lubię takie zabiegi w książkach, tak tym razem miałam wrażenie, że za dużo tu chaosu. Powieść przepełniona była monologami wewnętrznymi, które były nieco ciężkie w odbiorze, gdyż myśli bohaterów były niczym pociski z karabinu maszynowego – bardzo szybkie i nieustannie nowe. Tematy refleksji zmieniały się bardzo szybko i czasami ciężko było nadążyć, jak z tej jednej myśli narrator przechodził w coś zupełnie innego, momentami niespecjalnie powiązanego z poprzednim wątkiem.
Na początku tego tekstu przyznałam, że miałam nadzieję na jakiś pozytywny wydźwięk, na jakąś iskierkę nadziei na lepsze jutro, mimo wszystkich problemów, jakich wokół jest pełno – w końcu „Zdobywcy oddechu” – to brzmi dumnie, jak walka, a nie poddawanie się i narzekanie, jakie to życie jest okropne. Niestety, mamy to drugie. Dodatkowo, mężczyźni są trudni do polubienia, bo oprócz narzekania na siebie i swoje życie, narzekają też na innych i wszystko wokół. Nie na takie refleksje czekałam, przykro mi. Bardzo wyszukiwałam czegoś, co mogłoby mi się spodobać, ale niestety męczyłam się przy czytaniu i przez to nawet te cytaty, które spodobały mi się u Doroty, gdy recenzowała tę pozycję, gdzieś mi umknęły w tej mojej osobistej walce o dotrwanie do ostatniej strony.
Wychodzi na to, że „Zdobywcy oddechu” to całkowicie nie moje klimaty. Dla kontrastu podlinkuję za to recenzję Doroty >>tutaj<<, której książka się spodobała. Jeśli bliżej będzie Wam do jej opinii niż mojej, to właśnie na jej blogu macie szansę wygrać swój egzemplarz.
Źródło: http://amandaasays.blogspot.com/2016/10/zdobywcy-oddechu-przemysaw-piotr.html