Na szczególną uwagę zasługuje język, jakim została napisana ta powieść. Nie miałam do tej pory w rękach książki, której autor tak doskonale bawiłby się słowem. Dzięki takim niezwykłym zabiegom „Zdobywców oddechu” czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Nie sądziłam, że język polski jest aż tak plastyczny. Jestem zachwycona
Kim jest Przemysław Piotr Kłosowicz? Absolwentem pedagogiki społeczno-opiekuńczej na Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszkańcem Krakowa z porażeniem mózgowym, właścicielem kota ze schroniska.
Powieść opowiada o losach trzech mężczyzn.
Wiktor jest po czterdziestce, choć bliżej mu już do pięćdziesiątki. Wykłada na uczelni i jest niespełnionym pisarzem. Ma dwóch synów, z których jeden, Grzegorz, ma zespół Downa i wymaga codziennej opieki. Mimo upływu lat wrodzone wady syna wciąż przerastają Wiktora, co wpędza go w depresję.
Kolejnym bohaterem jest dwudziestosiedmioletni Piotr, który z uwagi na swoją odmienność, musiał opuścić rodzinny dom i wyjechać do Krakowa, gdzie może liczyć na anonimowość i akcpetację. Trzyma w tajemnicy przed rodziną swoją prawdziwą orientację seksualną. A osobą, której może zwierzyć się ze wszystkich sekretów jest jego przyjaciółka Lena.
Zbigniew ma dwadzieścia pięć lat i szuka prawdziwej miłości. Nie potrafi wybaczyć rodzicom, że wybrali mu takie a nie inne imię. Ma masę kompleksów, nie wierzy w swoje możliwości i trzyma się na uboczu.
W komentarzu na blogu Doroty napisałam, że najbardziej jestem zainteresowana historią Wiktora. Dlaczego? Bo depresja, bo zespół Downa. Po lekturze książki stwierdziłam, że to jednak Piotrek zaintrygował mnie bardziej. Odniosłam wrażenie, że autor o Wiktorze napisał najmniej, a znacznie więcej uwagi poświęcił Piotrowi i Zbyszkowi. I to właśnie ci dwaj panowie przypadli mi do gustu. Jestem wręcz oszołomiona niezwykle pozytywną relacją Piotra i Leny. Mówi się, że przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie ma racji bytu. A jednak istnieje, nawet, jeśli on jest gejem, a ona wciąż szuka tego jedynego. Bardzo dobrze czytało mi się również o Zbyszku, ponieważ świetnie rozumiałam jego problemy.
Muszę przyznać, że panu Przemysławowi udało się wykreować doskonałych bohaterów. Każdy z nich jest przedstawicielem pewnej grupy społecznej, każdy zmaga się z jakimiś problemami, dzięki czemu czytelnikowi łatwo jest utożsamić się z którąś z postaci.
Książka utrzymana jest w dość przygnębiającym klimacie. Refleksje bohaterów są dość ponure, czego przyczyną jest pesymistyczne postrzeganie przez nich świata. Wielu czytelników może nie być zadowolonych z tej lektury, ponieważ wszyscy trzej panowie pod natłokiem problemów ciągle skarżą się na swój ciężki los. Odsyłam Was do recenzji Amandy, która z trudem zniosła ich narzekanie (klik). Ja sobie jednak całkiem dobrze poradziłam z ich niezbyt radosnymi monologami i krótkimi dialogami. W tych drugich pojawiał się od czasu do czasu cień humoru, szczególnie w wypowiedziach Piotra i Leny, którzy stali się moimi ulubionymi bohaterami.
Na szczególną uwagę zasługuje język, jakim została napisana ta powieść. Nie miałam do tej pory w rękach książki, której autor tak doskonale bawiłby się słowem. Dzięki takim niezwykłym zabiegom „Zdobywców oddechu” czytałam z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Nie sądziłam, że język polski jest aż tak plastyczny. Jestem zachwycona.
Zauroczyła mnie również oprawa graficzna książki. Ilustracja na okładce wcale nie wskazuje na to, że powieść opisuje losy trzech osób, które borykają się z tak poważnymi problemami. W księgarni pewnie pomyliłabym ją z jakąś książką dla dzieci i młodzieży.
„Zdobywcy oddechu” to skłaniająca do refleksji powieść idealna na listopadowe wieczory. Doskonały debiut Przemysława Piotra Kłosowicza. Książka, która niesie przesłanie oraz pozwala czytelnikowi zatrzymać się na moment i zastanowić nad własnym życiem. Za czym ciągle gonimy? Co posiadamy? Jak bardzo jest to dla nas ważne?
Źródło: TAMczytam.blogspot.com