Recenzja – slademwilka.blogspot.com

belka

Powieść „Zdobywcy oddechu” jest, w moim odczuciu, pewnego rodzaju hołdem dla dnia codziennego. Ukazanie myśli ludzi, którzy jadąc autobusem mają czas, aby zwolnić obroty i zamienić się w filozofów i myślicieli, dumających nad własnym losem, który z pozoru może wydawać się taki, jak każdego innego spotkanego gdziekolwiek człowieka, ale tak naprawdę różniącego się od niego wszystkim i będącym istną studnią bez dna – to naprawdę dobry pomysł (…)Przemysław Kłosowicz pisze… inaczej niż wszyscy. Jego stylu nie można porównać do nikogo innego, ponieważ jest po prostu wyjątkowy. To, jak pan Kłosowicz bawi się słowami i porównaniami to istny majstersztyk.

O książce „Zdobywcy oddechu” nie słyszałam zbyt wiele. Kiedyś, dawno temu, przed oczami przemknęła mi jej okładka, która, choć dość ciekawa, nie przykuła mojej uwagi na dłużej. Niespełna dwa tygodnie temu dostałam na Instagramie wiadomość od samego pana Kłosowicza, który zaproponował mi możliwość otrzymania egzemplarza recenzenckiego swojej książki. Ja, choć na początku byłam dość specyficznie nastawiona do tej pozycji, szybko się zgodziłam, bo po przeczytaniu opisu poczułam się szczerze zaintrygowana tym tworem. A więc jak to jest między mną, a „Zdobywcami oddechu”?

„Warto cokolwiek! W życiu warto cokolwiek, choćby chodzić i oddychać, sięgać po coś z półki albo siedzieć na krześle w kuchni i wpatrywać się w okno. Byle być, bo za chwilę może się okazać, że jestem po coś. Gdybym wczoraj nie spróbował dotrzeć tu, gdzie jestem dziś, nie byłoby jutra.”
Głównymi bohaterami książki „Zdobywcy oddechu” jest trójka mężczyzn, która wiedzie zupełnie różne od siebie życia. Wszyscy z nich mają pewne cechy, które się powtarzają, jednak autor tak poprowadził całą kreację, że możemy również wyróżnić u każdego z osobna cel jego egzystencji: Wiktor poszukuje siły i pozytywnych myśli, Piotr stara się posklejać serce po bolesnym dla niego rozstaniu, a Zbigniew chce w końcu odnaleźć swoją wielką miłość. Każdego z nich cechuje determinacja i obłędny galop przeróżnych myśli, który w mgnieniu oka potrafi zmienić się z pozytywnego na negatywny i odwrotnie, przez co tak bardzo przypominają oni ludzi żywcem wyjętych z naszego zabieganego dwudziestopierwszowiecznego świata.
Nie mogę powiedzieć, że jakoś bardzo zżyłam się z bohaterami. Co prawda szanowałam ich wybory i ich samych, choć prowadzone przez nich życie w wielkim stopniu różni się od mojego, i być może nie byłam do końca w stanie wejść w ich skórę, skąd bierze się mój brak emocjonalnego powiązania z tymi postaciami.
Sądzę, że emocjonalnie najbliżej jest mi chyba do Piotra, które – o dziwo, biorąc pod uwagę wcześniejszy akapit – bardzo polubiłam. Choć jego inność może przyprawiać wielu ludzi o mdłości i zawroty głowy, dla mnie nie jest to nic burzącego czy niestosownego, bo jestem tolerancyjną osobą. Ponadto jego rozterki uczuciowe są bardzo podobne do moich – wiem przez co przechodzi bohater i o wiele łatwiej jest mi go zrozumieć i obdarzyć sympatią.

„- Cześć. Co robisz?
– Kocham cię.
– Tak od progu, jeszcze butów nie zdjąłem.
– To co? W butach też cię kocham.
– Aha.”

Książka, o której dzisiaj mowa jest – jak już wspomniałam – zbiorem fragmentów. Są to rozmowy, maile i, przede wszystkim, przemyślenia na różne tematy, które z jednej strony mogą wydawać się błahe, zaś z drugiej… Czy ktoś się kiedyś raczył nad tym dłużej zastanowić?
Powieść „Zdobywcy oddechu” jest, w moim odczuciu, pewnego rodzaju hołdem dla dnia codziennego. Ukazanie myśli ludzi, którzy jadąc autobusem mają czas, aby zwolnić obroty i zamienić się w filozofów i myślicieli, dumających nad własnym losem, który z pozoru może wydawać się taki, jak każdego innego spotkanego gdziekolwiek człowieka, ale tak naprawdę różniącego się od niego wszystkim i będącym istną studnią bez dna – to naprawdę dobry pomysł.
Osobiście jestem zdania, że brakuje tego typu książek na naszych półkach. Jednym z powodów może być fakt, iż wielu ludzi – nie wszyscy oczywiście! – po prostu nie chce czytać o osobach podobnych sobie: przyziemnych z problemami i życiowymi dołami, a woli tych, którym życie po prostu płynie (najlepiej jednostajnym, niczym nie zmąconym biegiem).
Cóż, w końcu musi nadejść czas, aby stanąć prawdzie w oczy i znaleźć odwagę na czytanie właśnie takich życiowych książek.

„Do ciepła się człowiek uśmiecha, bo ciepło jest puchate i przyjazne, jak kołdra nad ranem. I jak tu się nie przytulić? Chłód to niebezpieczeństwo, jednak niebezpieczeństwo to przygoda, więc zostawił ciepło, by ruszyć w świat, ku nowym przeżyciom.”

Przemysław Kłosowicz pisze… inaczej niż wszyscy. Jego stylu nie można porównać do nikogo innego, ponieważ jest po prostu wyjątkowy. To, jak pan Kłosowicz bawi się słowami i porównaniami to istny majstersztyk. Książka nie jest również wolna od czarnego – jak że nic nie jest tylko czarne, to i białego… A że musi być coś po środku, to i szarego – humoru, który osobiście uwielbiam, a którym autor bardzo zgrabnie operuje.
Ten debiut – chyba nie wspomniałam wcześniej, że to debiut… ups – jest dość ciężką lekturą, do której trzeba przysiąść i poświęcić jej trochę więcej czasu niż takiej normalnej dystopii czy książkom w tym klimacie. Niech Was nie zmyli ilość stron, która, pomimo tego, że jest naprawdę skromna, to zajmuje sporo czasu i energii…
Z początku dość trudno jest wgryźć się w to wszystko. Zdaję sobie również sprawę z tego, że niektórym ta cała zabawa słowem może się nie spodobać – sama na początku byłam mocno zmieszana i niepewna tego, czy w ogóle jestem w stanie przeczytać tę pozycję w całości – jednak jestem pewna, że dla całokształtu i totalnie niespodziewanego zakończenia warto przez to przebrnąć.

„Smutni są ludzie bez swojego miejsca. Choćby tym miejsce miało być łóżko, książka i kubek herbaty do towarzystwa.”

Podsumowując: „Zdobywcy oddechu” to książka, której zalety przeplatają się z wadami, z czym te pierwsze wygrywają w zastraszającej przewadze liczebnej. Powieść tak życiowa i pełna humoru z pewnością zasługuje na uwagę, przez co mam nadzieję, że sięgniecie po nią w wolnym czasie, bo jest to coś, co po prostu dobrze byłoby znać.

Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję autorowi (i jeszcze raz po stokroć przepraszam, że tak długo to trwało). ♥

Źróło: http://slademwilka.blogspot.com/2017/08/napisac-warto-cokolwiek-zdobywcy.html#comment-form

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s